2. Ermellino
Ermellino, to z włoskiego: gronostaj. Stał się dla mnie zwierzęciem „herbowym”, symbolem, pod którym czasami się ukrywam. Przyplątał się do mnie we Włoszech właśnie. Po raz pierwszy, namalowałem go na fresku w Fabriano. Tak po prawdzie, to namalowałem zwierzę fantastyczne, ale Włosi, podrapawszy się po głowach uznali, że to pewnie ermellino. Później i na mnie tak wołali, bo wymówienie: Mihaoo Zzvider, było dla nich nieco przytrudne. Od tamtego czasu, zwierzątko to przylgnęło do mnie i pojawia się w moich obrazach, w różnych kontekstach, i sytuacjach. Moim zdaniem, prócz zakończonego czarno ogonka, niewiele ma wspólnego z rzeczywistym gronostajem, ale pomyślałem: - niech tam! Jakby co, będę mówił, że namalowałem go w oparciu o opowieści, powiem, że nigdy go naocznie nie napotkałem. Przecież w Średniowieczu artyści, tak właśnie, z opowieści malowali różnych nosorożców i wielbłądów, że już nie wspomnę o słoniach, lewiatanach i innych, bardziej jeszcze, przebrzydłych potworach.