7. Młyny Boże
Nikt lub prawie nikt nie zastanawia się nad różnicą pomiędzy pracą, a pracą twórczą. W tej pierwszej wiadomo, od której do której i za ile na koniec miesiąca. W tej drugiej: niepewność dnia, tygodnia, miesiąca ... i uciążliwa nieumiejętność określenia nawet przybliżonego czasu ukończenia. No, bo i co możesz przewidzieć stając przed zagruntowanym na biało kawałkiem płótna czy nieobrobioną bryłą kamienia? A skąd możesz wiedzieć kiedy zapełnisz pismem czystą stronnicę albo za pomocą zgrabnych znaczków czysty papier nutowy? I stąd właśnie odwieczne kłopoty artystów z terminami. Mozart ukrywał się przed zleceniodawcami. Rachmaninov cieszył się z podróży morskiej do N.Yorku ( miał dodatkowe tygodnie na dokończenie dzieła), Dostojewski - z tej to przyczyny - oszukiwał najbliższych, wielkiemu Leonardowi z niepotrzebnego pośpiechu, spłynęła ze ściany „Bitwa pod Anghiari”, Michał Anioł - za opóźnienia przy malowaniu Sykstyny – oberwał od papieża Juliusza laską po plecach !
W tej to bowiem robocie zdobywasz doświadczenie, ale nigdy nie osiągasz rutyny. Jednego dnia postąpisz trzy kroki, drugiego cofniesz się o milę. Planujesz sobie: - ach! co tam taki ptak! Ptaszek właściwie! - jak nic namaluję w trzy godziny! Pyszałku! Okaże się, że i w trzy dni nie zdołasz!
Może już nie potykasz się o górę, ale na pewno o mniejsze i większe kamienie. I to wciąż.
Beatus Dominus Deus Nostrus – szczęśliwy nasz Pan Bóg, który gdy stwarzał świat nie był przez nikogo i nic przynaglany! Żony nie miał. Do galerii nie zanosił. Nikt Go nie pytał: - a zdążysz Ty chociaż do niedzieli? No, jakoś tam zdążył, a przecież gdyby tak uznał, to przy Jego możliwościach mógłby się uwinąć w milisekundę. Ale nie! Tworzył powoli i cierpliwie, pieczołowicie. W głębokim wyciszeniu przenikał i wypełniał wszystko Swoim Duchem . I jak wyszło? No, pięknie wyszło chociaż… no dobrze, powiem: - nie chcę się czepiać, ale z tymi Aniołami zastępów Lucyferusa , a już najbardziej z tą Ewą, to tak... nie do końca wyszło szczęśliwie.
Giovanni di Paolo
Pan Bóg w Swojej pracy nie podlegał rozproszeniom. Tworzył – jakby to powiedział Michel Houellebecq - z nudów ( cyt. -„nie napiszesz wiersza czekając na telefon”). To prawda. W takim zajęciu to co nie służy, to rozprasza. Dlatego wielu artystów zaniedbuje niektóre sprawy, odsuwa je na póżniej po to właśnie aby uniknąć rozproszenia. Na szczęście trwają (artyści) jakoś przy tym świecie, a ten świat , odwzajemniony, trwa przy nich.
I to Wam jeszcze powiem: - nie ufajcie tym wszystkim filmowym przedstawieniom o malarzach malujących w szale uniesień! Gdybyście obejrzeli prawdziwy film o malowaniu, zapewniam Was, usnęlibyście ze znużenia już po dwóch kwadransach! Bo malowanie, to zazwyczaj żmudne i powolne zajęcie.
Młyny Boże wolno mielą. Nasze – ludzkie młyny, poruszane naszą pychą - chcą mielić szybko. Szybciej! Bywa, że brak nam wyboru i przymuszeni, ponaglamy czas ( a czy można ponaglić czas? ). Gdzieś-gdzieś pędzimy, ale uwierzcie – choć zabrzmi podejrzanie: - nikt nie spieszy w swojej pracy tak , jak spieszy twórca: -gdzieś, gdzieś...