5. E = mc2
Ociągałem się z tym tematem, bo wydał mi się nieco nudnawy, a już szczególnie dla kogoś, kto ma z malowaniem niewiele lub zgoła nic do czynienia. Dlatego zamiast długiego wywodu, ograniczę się do rzeczy podstawowych.
Po pierwsze: od dawna nie używam farby olejnej. Lata temu – i nie do końca mądrze uznałem, że to zbyt łatwe. Malować temperą… O! to dopiero było wyzwanie! Niespodziewane spotkanie warcabów z szachami! Spokojna i dawno zapomniana wojna. W tym zmaganiu „olej” to warcaby, a tempera szachy. Wiem, sam wiem najlepiej, że dotąd myśleliście na odwrót.
Tempera, ta prawdziwa, ta klasyczna, to niezwykła miękkość satyny poskładana z tysiąca tysięcy uważnych kresek.
Próbowałem wiele z różnymi spoiwami i na różnych podłożach. Uwielbiałem temperę "żółtkową" na drewnianych tablicach i woskową „cera colla” na płótnach. Koroną poznania był dla mnie fresk: pokryty kolorem wilgotny tynk, który z czasem zamienia się w kamień. Niestety, dziś mało zrozumiały, a przez to nieceniony, nie czekany. Cóż, może to już rozdział zamknięty.
Po drugie: uzgadniając stare receptury i wymogi czasów – Waszych czasów – powoli, jakoś tam się ułożyłem, malując głównie na lekkich, płóciennych podłożach z wykorzystaniem najlepszych żywic akrylowych w połączeniu z pigmentami w proszku i gotowymi farbami renomowanych wytwórni.
Po trzecie: przewodnikiem były mi : „Schedula” mnicha Teofila, „Rzecz o malarstwie” Cennino Cenniniego, „Hermeneia” Dionizjusza i „Materiały malarskie” Maxa Doernera.
Źrenicą oka stały mi się: ikona bizantyńska, symbolika średniowiecza, freski włoskiego trecenta, „kopanie studni za pomocą igły)*, a na sam koniec: Li – Sponsa – mea)**.
Einstein sformułował kiedyś definicję głupoty. Głupotą jest używanie tych samych środków i powtarzanie tych samych czynności w oczekiwaniu odmiennych skutków. Cóż…wychodzi na to, że jestem głupcem. Od dawien uparcie korzystam z tych samych materiałów, z upartą cierpliwością używam tej samej techniki i uparcie, ale to zawsze uparcie mam taką nadzieję, że kolejny obraz namaluje się lekko, lżej. Tak po prostu "się z się” namaluje: „de Profundis”)*** i już. Niestety, przez ostatnie ćwierć wieku przydarzyło się to tylko jeden, no może dwa, no, dobrze, może z górą – trzy razy. Zazwyczaj wciąż i wciąż „ pod wiatr, pod górę, we mgle i po grudzie’ – „ heu Mihi”)****…
A Panu Einsteinowi odpowiem: dziwię się, że akurat Pan, miłośnik gry na skrzypcach nie pojął, że to właśnie tacy „głupcy”)***** stają się „solą ziemi” i to najczęściej poprzez uparte powtarzanie głupoty. Pan byłeś w tym najpierwszy. Teoria: E=mc2 jest dla artysty chlebem najpowszedniejszym. Najprostszym. Dla wyzwolenia niepojętej energii wystarczy jedna, odpowiednio nastrojona struna, trzy kolory, światło i mrok, w balecie: pozornie śmiesznie powtarzane ruchy, u poetów: powtórzone echo ech, a w teatrze, te same, powtarzane do znudzenia kwestie. Ustawiczne... psucie... i naprawianie...-heu!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*-„ cierpliwy i igłą studnię wykopie” – przysłowie chińskie
**- łac.” Żona (umiłowana) – moja”
***-łac. „z Głębokości”, Ps.129
****- łac. „ biada Mi”, Ps.120,5
*****- 1Kor 15,8