3. Poeci
Jedną, z najbardziej zadziwiających definicji poezji, z jaką się kiedykolwiek zetknąłem, wypowiedział kiedyś – nieżyjący już niestety - malarz, profesor krakowskiej ASP, Zbysław M. Maciejewski. Otóż powiedział mi, że czyta poezję, ale tak po prawdzie, z wielkim wysiłkiem, a czasem nawet z niechęcią. – Dlaczego ? – zapytałem: – Poezja - odpowiedział- to taka maleńka, przepełniona smutkiem dusza, wyrwana z olbrzymiej duszy, przepełnionej jeszcze większym smutkiem.
Skutkiem dobrego losu, przydarzyło mi się, że aż trzech poetów ozdobiło okładki swoich poetyckich tomików moimi obrazami.
Leszek Długosz – wybitna postać Krakowa. Mieszka „Po słonecznej stronie B-ckiej”. Poeta, kompozytor, mistrz polskiej mowy i mówionej, i śpiewanej, i „granej”. Człowiek niezwykle żywotny. Kiedy pisze albo śpiewa, uśmiecha się, uśmiecha… ale po policzku spływa mu łza. Ktoś ładnie napisał, że gdy przywołuje wiosnę, odczuwamy jesień. Takie dziwne, poruszające połączenie. Po tym, gdy odważnie opowiedział się po stronie uczciwej, prawdziwościowej i jasnej Polski, systematycznie „wycinany”: najpierw z „Piwnicy pod Baranami”, którą wraz z żoną Barbarą współtworzył, z „ Radia Kraków” – gdzie od lat prowadził stałą, niedzielną audycję, na koniec, z „Dziennika Polskiego”, gdzie z kolei, redagował cotygodniową rubrykę. Chociaż mieszkamy „ przez miedzę”, widujemy się rzadko. Wręcz raz, na parę lat. Mimo to, pozostajemy w stałym, serdecznym kontakcie.
Anegdota: Leszek Długosz, od czasu do czasu, pisze i wiersze, i powiązane z porami roku piosenki. Zawsze wypełnia je refleksją i symbolem. Nigdy nie ociera się o banał. Któregoś wieczoru, zadzwoniłem, by mu za to podziękować. Powiedziałem, że nie wyobrażam sobie, że otwieram radio i słyszę: - „ teraz wysłuchamy przeboju tegorocznego lata, w wykonaniu Leszka Długosza, tytuł przeboju to: - „ tra la la słoneczko! la la la la tra”! W pierwszej chwili w słuchawce zapanowała cisza ( wiadomo, każdy twórca chciałby „trafić pod strzechy”), po chwili usłyszałem śmiech. Zrozumiał. No, bo powiedzcie sami… czy tak szlachetny w brzmieniu instrument jak: - „Stainway”, mógłby uczciwie i przystojnie zagrać jakieś: - „tralala-la”?... i do tego: - „Stainway & Sons”- ( Długoszowie mają dwóch synów) –bądź co bądź…
Polecam autorską stronę Leszka Długosza:
Janusz Kotański: poeta, publicysta, historyk i najgorsze… podróżnik. Patriota i żołnierz Kościoła. Mieszka w Warszawie, przy malowniczej, często pozującej w filmach ul. M-wej . W wierszach wyważony i oszczędny. Wszechświat znajduje w drobiazgach. Trochę tak, jak gdyby przecierał zakurzone przedmioty i wciąż powtarzał: - popatrzcie, spójrzcie, co odkryłem! Żona Anna- pod postacią cicho opadającego złotego pyłu- stała się dla niego nieustanną inspiracją. W podróżach odkrywa kształty, pomijane przez innych. Połączenie archeologa i latarnika. W rozmowach ciekawy, aż do –dosłownie- uff! bladego świtu!
Anegdota: rozmawiamy przez telefon przy różnych okazjach: a to imieniny, a to święta, a to inne wydarzenia w świecie. Praktycznie nie zdarzyło się, by nie namawiał mnie i mojej żony do podróżowania. Tłumaczę cierpliwie: - Janusz, zrozum, my „zafurtianie”, my „ptaki nieloty”- nic nie pomaga! Taki to już, dziwny jakiś charakter.Niestety, a może „stety”, unika „nowinek”. Nie założył strony internetowej i uparcie nie chce jej posiadać, dlatego wszystko co mogę polecić w tej sprawie, to ogólnie dostępne strony internetowe i zezwolony kontakt:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Wojciech Wencel: „W.W.” poeta i publicysta. Mieszka „ Na Skraju”, przy ul. J-nnej w Matarni ( stara i zacna, pocysterska wieś, dziś dzielnica Gdańska). Zasypia za oknem, w którym światło gaśnie, późno, najpóźniej. Człowiek tajemniczy, nieco nieśmiały, odważny, ale trochę jakby wycofany i zakłopotany. Mistyk. Bywa zbyt otwarty w prawdach o sobie, przez co staje się celem „do dziobania”, dla różnych takich tam „wron i kruków”. Lecz, to cel niełatwy, bo na piersi, prócz włosiennicy Poeta ów nosi spiżową zbroję, a na niej ryngraf. Tworzy jakby „w podziemiu i z podziemia”. Gdy napotyka drzewo, przygląda się koronie… później czoło opiera o pień… patrzy pod stopy... odciska ślad i opisuje korzenie. Przywrócił brzmienie - jakże poniżanej ostatnimi czasy - patriotycznej nucie. Rodzaj strażnika rzeczy istotnych, nieco ariergardowy, co lubię.
Anegdota: chociaż nasze ścieżki przecinały się od lat, nigdy się nie spotkaliśmy. Polubiłem to i poczytuję jako wartość. Łączy nas rodzaj „ braterstwa broni” – to, ode mnie, i „oścień śmierci” – to, od Niego . Zachęcam do odwiedzania strony Wojciecha Wencla, a także do przejrzenia stron, które u siebie poleca: